Misiarze z Wiru
Wir | 31 km na zachód od Radomia
reportaż multimedialny autorstwa Piotra Baczewskiego
diabeł | 2018 rok | fot. Piotr Baczewski
Misiarze
Są jeszcze w Polsce takie miejsca w których tradycja jest nadal żywa i ma się całkiem nieźle. Na dodatek nie potrzebuje do tego sceny i poklasku.
W zapustny wtorek (zwany tez kusym), poprzedzający 40-dniowy post, wioski lezące w połowie drogi między Radomiem, a Opocznem nawiedza zgraja różnej maści przebierańców – zwanych Misiarzami. Te przedziwne postaci, zgodnie z dawnym zwyczajem, na ten jeden dzień wywracają do góry nogami porządek świata, aby mógł się na nowo odtworzyć wraz z nadejściem środy popielcowej i okresu postu.
Misiarze mkną przez wioski jak huragan. Nieokiełznany i nieprzewidywalny. Chodząc od zagrody do zagrody odgrywają „sceny” i płatają przeróżne figle, które jednocześnie są przewrotną wróżbą dostatku dla gospodarzy. Za swoje „wróżby” dostają jadło i napitek, bo z pustymi rękami misiarzy od siebie wypuścić nie wypada.
Są w śród nich postacie przedziwne i zagadkowe. Każda z nich ma swoją rolę, każda zamieszana jest odgrywane przed gospodarzami przedstawienie. Diabeł podrywa i porywa dziewczęta na wydaniu, smarując je przy okazji sadzą wszystkich domowników. Cygan sprzedaje prowadzonego na sznurku niedźwiedzia i szczęście w pastylkach. Cyganka szczęście w kartach zaklęte ujawnia, zbierając przy okazji datki na mleko dla zawiniętego w falbany sukni dziecka. Baba o wątpliwej urodzie szuka męża, a nawet czasami go znajduje. Dziad znaczy nieprzychylne kusakom gospodarstwa sieczką. Za nimi wszystkimi podąża Śmierć. Całemu temu teatrowi towarzyszy muzyka, wesołe pokrzykiwania oraz mniej lub bardziej miarowe uderzenia w bęben.
Jednym z licznych zadań misiarzy jest przypomnienie gospodarzom o zbliżającym się Wielkim Poście, a czyniony przez nich zamęt, o możliwych niechcianych i przykrych konsekwencjach jego nieprzestrzegania.
Brakujące ogniwo
Misiarze bez muzyki obejść się nie mogą. Jak diabeł bez rogów tracą na wiarygodności i charyźmie. W wigilię Popielca 2018. roku etatowy misiarz-akordeonista dostaje dzienną zmianę. Nad starodawną tradycją zbierają się czarne chmury. Udaje się je przegonić dzięki regimentowi zaciężnych muzykantów, lubicieli wirowskich nutek, wyposażonych w 3 pary skrzypiec i bęben.
Do misiarzy dołączyli: baba z brodą (która większe wrażenie robiła graną na skrzypcach muzyką, niż swoim wyglądem), panna młoda (która wymieniła męża na skrzypce), dziad z Niemiec (również w skrzypce wyposażony) oraz chochoł z Radomia (palący papierosa za papierosem).
misiarze w Wirze i Marysinie | 2018 rok | fot. Piotr Baczewski
Tekst, film i zdjęcia są autorstwa Piotra Baczewskiego.