Maria Oracz

Wola Gałecka | 27 km na wschód od Opoczna
tekst powstał na podstawie wywiadów przeprowadzonych przez Piotra Baczewskiego i Dianę Szawłowską w 2017 roku

Maria Oracz | 2017 rok | fot. Danuta Naugolnyk

Moja mama mi mówiła: „Żebyś umiała śpiewać, to bym Ci wszystko kupiła”. Moja mama lubiła śpiew. Wychodziła pod wieczór z chałupy i słuchała jak dziewuchy śpiewały.

Ode mnie dwie dziewuchy poszły do szkoły, bo trzeba było w domu robić, pleć, krowy paść. Każdy miał zajęcie w domu, nie było mowy o szkole. Nawet nie było czasu się uczyć. Kapustę i groch każdy sadził.

 

Jak to dawniej, krowy się pasało, gęsi się pasało, zajmało się na wieczór. Drogą się szło, się śpiewało, to się rozlegały Gałki. Od samej Przystałowskiej drogi, to we wsi się jeszcze śpiewało. Od kopania kartofli jak się szło, tak samo. Wesoło było. Ino się na wieczór wyszło i słuchało, gdzie słychać śpiew.

Od tego się zaczęlo.

drzewo przy drodze z Gałek na Przystałowice Małe | 2014 rok | fot. Piotr Baczewski

Na Wielkanoc śpiewali. Wtenczas kilka grup chodziło po tym dyngusie. Chłopaków, ale my też dziewczyny, takie dziewuszki byli, też chodziłyśmy. Więcej chłopaki. Od chałupy do chałupy. Śpiewali, zbierali jajka, kiełbasę, czasami pieniądze. Kiełbasa to była na Wielkanoc. Na Boże narodzenie pierogi i pąki.

W lany poniedziałek kiedyś lali wodą. Boże ty mój. Z kościoła się wychodziło i lali. Teraz gdzieś zaginęła ta moda.

Wola Gałecka | 2014 rok | fot. Piotr Baczewski

Jak my byli większe, to na wesele się szło, na weselu się śpiewało.

Dawniej wesele zaczynało się w niedzielę rano. Prosili na nie trzy tygodnie wcześniej. Przed weselem do każdego trzeba było iść ze trzy razy. Trzeba było wołać, bo jakby byle jak wołał, to by nikt na wesele nie przyszedł. Jak wesele się zeszło to my na dzień dobry śpiewali.

Potem było śniadanie, przed sumą, jak już się pozwoływało. Zjadły i szły zahulać. Który drużba wziął którą druhnę do hulania, ta mu przypinała kwiatka. Potem była z nim orszaku w kościele. I potem hulali całe wesele.

W woli Gałeckiej na wesela mnie prosili, żebym śpiewała. Musiałam iść wyprowadzić parę młoda do ślubu.

Wsiadało się na wóz z panna młoda i się śpiewało całą drogę.

Maria Oracz | Wsiadaj Maniu na wóz - Nie ruszą koniki

Teraz w samochód wsiądą, pojadą. Widać balony na drodze to wiadomo, że wesele. Wcześniej jak się jechało to się śpiewało. Całą drogę. Muzykanty grały.

Jak się przyjechało ze ślubu przed chałupą śpiewało się:

Na weselu za stoły najpierw wchodzili starsi. Zjadły stare, potem wychodziły i szły młode. Tu śpiewały, tam śpiewały, szły droga i śpiewały. Obśpiewane były wesela. Bardzo lubiały śpiewać.

Kiedyś jak w chałupach były wesela to wszyscy się nie mogli do jednej zmieścić. Jak ja miałam wesele to męża było w Woli Gałeckiej, a moje było w Gałkach. Stoły były zastawione, ławki zrobione z desek. Placek był, wędlina, barszcz.

Drugiego dnia śniadanie, obiad i po obiedzie oczepiny. Na oczepinach śpiewały druhny prawie wszystkie, ile było to śpiewały. I chrzestna śpiewała i starsza druhna.

Drużby chodziły koło stoła. Na każdego się śpiewało, żeby dały na czepek. Z oczepinami to schodziło galancie. Po oczepinach znowu hulanie, dokąd muzykanty zgodzone były.

Cepka się nie brało, ino ojce brały cepek. Wesele sprawiali, pieniądze brali. Moi teściowie, jak się ożeniłam, wzięli pieniądze z czepka i schowali je do pieca. Potem w piecu napalili, bo chleb piekli. Spalili te pieniądze wszystkie.

Tekst autorstwa Piotra Baczewskiego powstał na podstawie wywiadów z Marią Oracz przeprowadzonych przez Dianę Szawłowską i Piotra Baczewskiego.

Share This