Lipce z Wygnanowa

Wygnanów | 27 km na zachód od Radomia
tekst autorstwa Piotra Baczewskiego napisany na podstawie wywiadów przeprowadzonych w latach 2014-2018
kapela Lipców | 2014 rok | fot. Piotr Baczewski

Bez radia i telewizora

Andrzej Jurkowski (lokalny przedsiębiorca, mecenas i animator kultury): Jak byłem mały nie było telewizora i radia. Jak się usłyszało muzykantów grających na wozie, którzy jadą na wesele to każdy od razu ucha nadstawiał, leciało się. Dzieciaków przecież gonili z zabaw. To była okazja by usłyszeć muzykę.

Rafał Lipiec (barabanista w kapeli Lipców): Kiedyś to wesele było atrakcją, grali na otwartym wozie, cała drogę.

Tadeusz Lipiec (harmonista w kapeli Lipców): Po wojnie ludzie byli biedni. Pamiętam, bo w wojnę się urodziłem. Biednie było, ale wesoło. Ludzie się szanowali. Teraz na weselach są zastawione jedzeniem stoły, a kiedyś brał kawałek kaszanki, czy kiełbasy w rękę i było dobrze.

Andrzej Jurkowski: Zwykle , Tadziu, było tak, że biedny zawsze dobre wesele zrobił. U biednego było zawsze dobre wesele.

Tańce z pannami

Tadeusz Lipiec: Jak się poszło po pannę na zabawę, to trzeba było jej mamusię w rękę pocałować. Na daną godzinę przyprowadzić z powrotem, a jak się odprowadzanie przedłużyło, to na kolejna zabawę już nie szła. Grało się po chałupach panien. Każda musiała do chałupy puścić. Nie to, że jedna okurzyła mieszkanie, a druga nie.

Andrzej Jurkowski: To nie tak jak teraz, że dziewczyny same jeżdżą na zabawę. Jak się wzięło dziewczynę na zabawę, to trzeba było się nią opiekować.

Tadeusz Lipiec: Wstęp na zabawę kosztował 20-25 zł. Tyle co flaszka wódki. Za 100 zł można było kupić jedzenia na tydzień dla czteroosobowej rodziny.

Jadwiga Błaszczyk (partnerka Tadeusza Lipca): W Radomiu tez tańczono. Na Młodzianowie, Malczewiu, Kotarwicach i Żakowicach. Zimową porą chodziło się na prywatki, a latem na dechy. Dużo ludzi tańczyło na tych dechach. Były ogrodzone, przy wejściu stał stolik, gdzie sprzedawano bilety. 3 złote za 3 kawałki. Przegrały trzy kawałki i schodził. Bawiliśmy się nawet do 1:00 w nocy. Od maja do września, co niedziela.

Tadek Lipiec: Działo się. Kobita zamężna chłopa opiła i z muzykantami sitwa.

Bitki

Tadeusz Lipiec: Bójki były na zabawach, o matko! Wieś, na wieś. Gdy graliśmy kiedyś na początku lat 70. w Długim, to uciekaliśmy z instrumentami przez okna. Tyle było na podłodze krwi, że człowiek się na niej ślizgał. Poprzyjechali z Zachatki, Klwowa i Ulowa. Rozbroili cała remizę. Milicja nie dawała rady. Rozebrali kuchnię z kafli. Kafle leżały na podłodze w kawałkach. Powyrywali okna i drzwi. To nie tak jak dzisiaj, ze ludzie mają trochę szkoły, kultury. Dawniej brali za widły, czy sztachetę z gwoździem.

Rafał Lipiec: Co to za zabawa, żeby bójki nie było. Dawniej u nas tańczyli takiego oberka chłopskiego. Jakby zatańczył go jakiś kawaler, czekała go młócka. Dawniej to żenili się tylko między sobą, we wsi. Obcych nie wpuszczali.

Tadeusz Lipiec: Obcy jak przyszedł do dziewczyny z Wygnanowa to fruwał. Musiał uciekać szybko. Wiał po polach.

Rafał Lipiec: Tu był krąg zamknięty, ciężko się było przebić.

Jadwiga Błaszczyk: To były Takie wygnańce.

Latosek

Tadeusz Lipiec: Janek Latosek z Ocieśca był tu najlepszy. Mój wuj Maniek Lipiec też dobrze grał. Bardziej do śpiewu, mniej technicznie. Grał dużo ciągłych mazurków. Nie zdarzało mu się zgęstnieć strofki, dokładać dodatkowych dźwięków. obskakiwał wiele wesel, gdy już Latosek zaczął odchodzić od grania.

Ze skrzypków najlepszy był Ciarkowski. Grał z nim wujek Maniek i Latosek. Potem gdy miałem może 17 lat, zaczął grać ze mną. Wuj Maniek dobrał sobie skrzypka Piotra Strzałkowskiego. Ciarkowski mnie wciągnął w te mazury. Nie było tu skrzypka nad niego. Nawet Gace nie dawały mu rady.

Rafał Lipiec: Był kiedyś taki Kwatek w Romanowie, niedaleko Białobrzegów. Był muzykantem i robił harmonie. Jak Latosek był młody to się uczył u niego. Zwykle zimą, bo Kwatek był rolnikiem i wtedy miał czas na nauczanie.

Mój ojciec opowiadał, ze pamięta jak Latosek poszedł na swoją pierwszą zabawę. Niewiele wcześniej jego rodzina kupiła mu harmonię, a taki instrument kosztował tyle co krowa. Do domu z zabawy przyszedł z płaczem i rzucił harmonię.

Nie będę grał – mówi.

Czemu? – pyta matka.

Bo mi nie zapłacili.

Masz grac co Ci kto zaśpiewa, masz się uczyć. Masz wszystko po nich wygrać. Jak się nauczysz to Ci będą płacić”

Tak potem było.

Te wszystkie mazury od Latoska, co on tu ściągnął, przejął od niego Maniek Lipiec, wuj Tadka. Był na służbie u Latoska i się od niego uczył. 2 lata. Musiał krowy obrządzać, zamiatać i działkę czasami przekopać. Powyciągał te mazury na naszą stronę. Teraz gra je Tadek. W Przystałowicach to już był inny styl muzyki. Tamtejsze melodie były takie poddrygane.

Andrzej Jurkowski: Teraz to się wymieszało.

Tadeusz Lipiec: Tak jak Latosek zagrał mazury, to nikt inny nie mógł po nim zagrać. Taki miał piękny akcent grania. To był fenomen, ale tak go wyszkolił Janek Ciarkowski. Kiedyś grał przy karuzeli w Sadach. Wszyscy postawali wkoło. Były tam Gace, Jan i Walek Kędzierscy. Ani jeden nie wziął za harmonię. Taka miał Janek werwę. Jak spojrzał na człowieka i uznał, że on może mu zaszkodzić, to chwytał za harmonię i grał tak, że serce się człowiekowi otwierało.

Zmarł w wieku 49 lat. Wszyscy teraz grają mazury od niego.

wesele Zofii i Bronisława Kołodziejskich we Rdzowie, na harmonii gra Jan Latosek | 1970 rok | Archiwum Muzyki Wiejskiej

Lux kapela

Tadeusz Lipiec: Kiedyś były takie zabawy, że skrzypki grały tylko z bębenkiem. Pamiętam jeszcze takich starszych skrzypków. Wacława Neskę i Władysława Skonecznego.

Rafał Lipiec: Potem weszła do tego harmonia. To już była lux kapela. Potem do harmonii dobiła trąbka. To była kapela! Do trąbki dobił saksofon. To już była kapela na topie!

Tadeusz Lipiec: Na początku bębniłem wujowi, Marianowi Lipcowi, na barabanie. Chyba miałem 12 lat jak zacząłem grać. W wieku 14 lat złapałem się za harmonię. Zrobił ją Stanisław Lipiński z Radomia. Miała 24 basy. Raz u Władka Pająka zostały dechy po weselu. Na nich zagrałem pierwszy raz do tańca. Druga swoją zabawę zagrałem u Garczyńskich. Pierwsze wesele zagrałem chyba w wieku 15 lat.

Uczyłem się grać od Lipińskiego, bo Janek Latos nie chciał pokazywać grania. Od Lipińskiego znam drobne oberki, walczyki i tanga. Potem poszedłem do wojska i w wojsku też grałem.

Tadeusz Lipiec, lata 60. XX w. | fot. Piotr Baczewski

Tadeusz Lipiec: Najpierw grałem z bębenkiem, potem barabanem, a później z dżazem. Składał się z czynela, werbelka, drewnianego „piórnika” i dwóch talerzyków. Zawsze miałem dwa dęte instrumenty. Trąbkę i saksofon, albo dwa saksofony – alt i tenor. Do tego dołączały skrzypce. Czasami dwoje skrzypiec. Najczęściej Janek Kocon i Heniek Dalbiak. Jak się złapali za skrzypki to było niebo. Wszystko było zgrane, ale grało się 20 lat z jednymi. Nie tak dorywczo jak teraz, co rusz z innym.

Było non stop grane. Rożne kawałki. Janek Kocon, kupował gazety z nutami. Rozpracowywał je i rozpisywał na skrzypce i saks. Ja te melodie łapałem na słuch. Człowiek był pojęty.

To już była raczej nowsza muzyka, bo do tej starszej saksofony niezbyt pasowały. Nie wygrał na saksie, czy trąbce tego co ja wypalcuję na harmonii. Nie ma o czym mówić.

Rafał Lipiec: Tadek pojechał kiedyś do Łodzi na wesele. Wsiadł w tramwaj, rozciągnął harmonię, to ludzie pojechali z nim na końcowy przystanek. Przez całą Łódź. Ludzie wisieli na tramwaju, bo już się do środka nie mieścili.

Andrzej Jurkowski: W tych czasach to Tadek był najlepszy. Po Latosku, mistrzu. Najlepiej grał Tadek muzykę i ta muzyka dzięki niemu zachowana jest do dziś.

Jan Ciarkowski (skrzypce), Tadeusz Lipiec (harmonia) i Stefan Stolarczyk (werbel) | 1970 rok | Archiwum Muzyki Wiejskiej

Muzyka z duszą

Rafał Lipiec: Kiedyś poszedłem na zabawę do Glinic. Nie dojechał na nią zamówiony perkusista. Stasio Roj gra na harmonii, męczy się, aż zszedł do nas gospodarz i pyta się, czy ktoś z nas umie grać na perkusji. Kolega wskazał na mnie i zażartował, że umiem bębnić. Nigdy nie bębniłem, ale siłą mnie za tą perkusję wsadzili. Zagraliśmy. On cały mokry i ja cały mokry. Rytm złapałem dopiero nad ranem. Tak się zaczęła moja przygoda z muzyką.

Grałem z Mirkiem Pająkiem, Marianem Lipcem, Stanisławem Ciarkowskim, Waldkiem Foktem i oczywiście z Tadkiem. 11 lat gram razem z nim.

Każdy mazurek jest inny, każdy się inaczej śpiewa, każdy się inaczej bębni. Ta muzyka ma duszę. Teraz jej prawie nie śpiewają, ale kiedyś każdy śpiewał.

Tadek Lipiec: To było inne podejście do muzyki.

Wesela

Rafał Lipiec: Gdy Tadek jak był na topie, miał 3 zaproszenia na wesela, które odbywały się w jednym dniu. Dało rade zagrać tylko na jednym. Kiedyś miał aż 41 zgłoszeń by zagrać na weselu w tym samym dniu. W jedną sobotę. Po Wielkanocy to było. Ludzie dawały więcej, by u nich zagrać. Kiedyś nie było umów pisemnych, tylko ustne i zadatek. 500 zł. na przykład.

Z jednego wesela jechało się na drugie. To wszystko bez nagłośnienia. Trzeba było grać, a tancerze się zmieniali. Całą rękę miałeś po weselu spuchniętą od grania.

Kiedyś na weselu Tadek schował się do pieca chlebowego, by chwilę odpocząć. Za zasłonką się schował. Szukały go, Tadka nie ma. Skrzypek był zły, bo musiał sam grać.

Tadeusz Lipiec: Ciarkowski Janek grał oczepiny. Myślę sobie, że oni się pomodlą, a ja się wyśpię. Stoły już zastawili, wódkę piją, a Lipiec wychodzi z pieca. Wszyscy w śmiech.

Rafał Lipiec: Wesele trwało dobę. Zebrały się dwie rodziny, wypiły troszkę i jedna się z drugą prześpiewywała. Gdyby muzykant nie umiał im tego zagrać, to by go wygoniły albo pobiły. Było śpiewaków. Chłopy, dziewczyny młode. Jakie melodie mieli, jak je ciągnęli. W Bąkowie były oczepiny. 3 godziny trwały, albo i więcej. To się w głowie nie mieści. Nie można było ze stanowiska zejść.

Tadeusz Lipiec: U nas w Wygnanowie dziecko przyszło i śpiewało, kobita przyszła i śpiewała. Same mazury. W stronach od Gałek jeszcze więcej mazurów chcieli. Nawet Janek Latos nie chciał tam grac wesel, tak człowieka potrafili wymęczyć. „Na trzy dni tam pojadę? Tylko granie, granie i granie. Mordęga” – mówił.

Rafał Lipiec: Dawniej w Wygnanowie na weselu chcieli tylko mazury. Reszta była nieważna. To była podstawa wesela. Podchodzili do muzykantów i musieli te mazury prześpiewać. Tu mieszkali ludzie zawzięci, musieli być zawsze na wierzchu. Jak już się znalazł na wierzchu, to oznaczało, ze wygrał.

Tadek Lipiec: Grałem kiedyś na weselu. Państwo młodzi weszli do kościoła, a my czekaliśmy i graliśmy. To pamiętam, ze zebraliśmy wtedy dwa razy tyle pieniędzy ile dostałem za to wesele.

zabawa w Wygnanowie | 2014 rok | fot. Piotr Baczewski

Piotr Gan

Tadeusz Lipiec: Grałem kiedyś na weselu i ktoś nagrał mnie na szpulowy magnetofon. Jakoś ta taśma doszła do Kielc. Potem przyjechał do mnie Gan. Przystojny facet. To był chyba rok 1972. Pojechaliśmy do Kocona Janka, na ul. Jastrzębią w Radomiu. Janek Pasik nam bębnił. Gan postawił nam przed nagraniami duże winko, a po nagraniach puszczał nam naszą muzykę.

Potem usłyszałem siebie w radiu. Raz, drugi. Taśmy z naszymi nagraniami się chyba zużywały, bo po kilku latach nasze nagrania już były trochę zniekształcone.

Korej

Rafał Lipiec: W Radomiu było targowisko w czwartki – Korej.

Andrzej Jurkowski: Były takie buchty, świnie tam skupowały. Za tymi buchtami były króle, gołębie i harmonie. Sprzedawali je. Przyszedł tam kiedyś Tadek, przyparował. Jak zaciągnął na harmonii, to wszyscy postawali normalnie. Jak to Tadek.

Tadek Lipiec: Pomagałem sprzedawać harmonie Lipińskiemu Stachowi, bo od niego nie chcieli kupywać. „Tyle i tyle musisz wziąć, a reszta jest twoja” – mówił. Chyba sprzedałem mu 15 szt. tych harmonii.

Andrzej Jurkowski: Kiedyś Latosek kupował Ciarkowskiemu harmonię. Synowi. Wziął Latoska, bo Latosek grał z nim w kapeli na harmonii. Wybrali tę harmonię i kupili. Co Janek Latosek na tej targowicy pograł to pograł i poszli do kolegi na ul. Reja w Radomiu. Tam są takie niskie kamienice z okienkami nizutko. Latosek zaczął grać. Ludzi się naschodziło pod okna. Obstawili ulicę, bo kiedyś ta muzyka była na topie. Chłopaki pograli, wypili. Wszyscy wracali do domu furmankami, a Stanisław Ciarkowski miał wracać autobusem. Spakował harmonię do futerału, założył go na plecy i idzie do dworca. Z Reya to spory kawałek do dworca jest. Idzie, a za nim procesja taka. Doszli na dworzec i krzyczą: „Panie, niechże Pan zagra”. On jeszcze wtedy nie umiał nawet ruszyć palcami po klawiszach.

Cyganie

Tadeusz Lipiec: Mąż Jadzi, Waldek Błaszczyk, grał ze mną na perkusji 8 lat. Mieszkał na Młodzianowie w Radomiu, koło cyganów.

Jadwiga Błaszczyk: Waldek grał kiedyś na cygańskim weselu. On siedzi za perkusją, a ja się bawię z cyganami. Na każdym końcu każdego stołu stały po trzy skrzynki wódki. Czystej i gatunkowej, rożnej. Nie było obsługi. Dookoła te butelki chodziły. Jaką chciałaś, taką sobie brałaś. Popieczonych kurczaków i indyków było w bród. Świniak nabity na rożen. Tak sobie pomyślałam, że dać Polakom tyle wódki, to by wyniosły połowę, a potem popiłoby się towarzystwo i byłaby bitwa niesamowita. Na tym weselu wszyscy się ładnie bawili. Tańczyli w kółeczko, a ja razem z nimi.

Gdy mój mąż zginął w wypadku to sąsiedzi-cyganie bardzo mi pomagali. Często zapraszali mnie do siebie na obiady, śniadania i kolacje. Jak do nich nie poszłam, to zdarzało się, że przynosili mi jedzenie. Pomagali przywozić węgiel i drzewo na opal.

Pamiętam jeszcze taka zabawną sytuację. Niedaleko za naszym domem ludzie trzymali krowy. Chodziłam tam po mleko dla dzieci. Raz szłam do tych krów, a moja sąsiadka-cyganka, Luba Szymańska, trzepie poduchy rozwieszone na sznurku. Nagle jak nie krzyknie: „Romek, oszukały nas! Zobacz ile tu jest pyłu białego, jaki brudny ten puch.” Romek: „Wyśta mądre, myślicie, ze tylko cygany umieją oszukiwać? Was Polaki oszukały i nasypały Wam mąki ziemniaczanej do puchu”.

Tadeusz Lipiec | 2014 rok | fot. Piotr Baczewski

Dom Ludowy

Andrzej Jurkowski: U nas taka szkoła była niewykorzystana, dziurawa podłoga, opuszczone to było. Dążyłem jednak aby sprowadzić tę muzykę do nas i żebyśmy w Wygnanowie jeszcze zatańczyli.

Tadeusz Lipiec: Gdyby nie Andrzej, to by nie było w Wygnanowie zabaw. Tego Domu Ludowego. Jak mogliśmy, tak pomagaliśmy, a on kładł pieniądze na to. I wyszło na dobre. Jeden przyszedł i powiedział: „Tu by pasowało chlew założyć”. W tym Domu Ludowym chlew? Przy sklepie? Tacy ludzie mają pojęcie o życiu?

Rafał Lipiec: Teraz gdzie się nie jest to się pytają kiedy będzie zabawa w Wygnanowie. Wszystko rzucają i przyjeżdżają do nas. To my do Warszawy, a tu Warszawa do nas? Z Estonii, Portugalii, Ukrainy, czy nawet Ameryki. Jak mówię innym to nie dowierzają. Gdzie tu na taką wieś. Wygnanów, gdzie to jest na mapie? Nie ma.

Andrzej Jurkowski: Dzięki przyjezdnym czujemy się młodziej i dostajemy takiego powera do działania.

Tadeusz Lipiec: Andrzej to jest za muzyka jak ryba za wodą.

Andrzej Jurkowski: Trzeba kochać tę muzykę żeby coś jej ofiarować i samego siebie ofiarować.

Tekst autorstwa Piotra Baczewskiego powstał przy współpracy Dominiki Oczepy.

Share This