Henryk Gwiazda

Radom
tekst autorstwa Piotra Baczewskiego na podstawie wywiadu przeprowadzonego przez Piotra Baczewskiego i Anastasiyę Niakrasavą | 2019
Henryk Gwiazda | 2015 rok | fot. Piotr Baczewski

Fundamenty

Mieczysław Gwiazda (1921-1995) | fot. Andrzej Bieńkowski | 1980 Archiwum Muzyki Wiejskiej

 

Mój ojciec, Mieczysław Gwiazda, najpierw grał na skrzypcach. Ponieważ było bardzo mało harmonistów w okolicach, kupił sobie harmonię. Grać uczył się u Miazgi w Mogielnicy. Tam grano utworki techniczne, oberki trzyczęściowe jak „wilanowski”, czy „na bok z drogi”, czy walczyki. Tato grał ze skrzypkiem Piotrem Gacą. To były najlepsze muzykanty.

Od 9 roku życia grałem z ojcem, na barabanie. W wieku 14 lat zagrałem na harmonii pierwsze wesele. Od ojca wszystko przejąłem.

Urodziłem się w Dłuskiej Woli koło Potworowa. Potem przenieśliśmy się do Ligezowa. Ojciec kupił gospodarstwo od ciotki, która wyjechała do Słupska. Miałem do Radomia 40 km. Światła nie było. Dużo grajków było samoukami. Podsłuchiwali innych tu czy tam. Ja też słuchałem innych. Gdzie indziej miałem coś usłyszeć? Mówiłem sobie: Zagram to lepiej!

Ojciec chciał żebym został organistą. Poszedłem na nauki do takiego lwowiaka mieszkającego w Klwowie. Był po lwowskim konserwatorium. Uczyłem się u niego dwa lata, ale nie pojechałem na egzamin. Miałem wtedy opracowane 24 gamy chromatyczne. Czytałem nuty gregoriańskie, takie na czterech liniach. Nauczyłem się trzymania taktu, dokładności. To podstawa. Gdy budynek zbuduje się na dobrym fundamencie to stoi.

Radio Czar

Gdy byłem młodym chłopakiem, zaczynało się grać nowe, modne melodie. Miałem kontakty z kolegami zza Pilicy. Oni grali inaczej niż u nas. Znałem takiego saksofonistę z Nowego Miasta, który nauczał muzyki. Miał całe stosy nut orkiestrówek. Dużo rzeczy od niego przejąłem. Zagrałem to tu i to była nowość. Ktoś podłapał i szło w świat.

Kiedyś Piotr Gaca przyjechał do mojego ojca poprosić bym z nim zagrał. Ojciec mówi, że syna nie da bo on za młody. Piotrek na to, że młodzież chce, żeby Heniek grał. Młodzież wiedziała, ze umiem grać nowsze kawałki, bo gdy grałem z ojcem, czasami zamienialiśmy się instrumentami i chwytałem za harmonię.

Jako jedyny miałem na wsi radio. Radio Czar. Wiedziałem o której są audycje. O 13:20 grał zespół Wesołowskiego. Brałem radio na baterie w pole i słuchałem. Czasami podłączałem dodatkowe zasilanie i grało jeszcze głośniej, aż pół wsi słyszało. Codziennie pełno ludzi u mnie było. Pełno. Starsi przychodzili na dziennik. Młodszych przy okazji tych wizyt uczyłem grać na bębnie i perkusji.

Jako harmonista wyciąłem wszystkie zespoły z okolic. Miałem zasięg bardzo daleki. Od Radomia do Łodzi. Rawa Mazwiecka, Nowe Miasto, Skierniewice, Słupsko, Warszawa. Najpierw grałem tylko z ojcem i bębnistą. Potem doszedł saksofon i trąbka. W pięciu graliśmy. To już była orkiestra. Gpiotr an nagrał mnie w wieku 20 lat. Na bębnie grał z nami Kwapisz z Głuszyny.

Mieczysław i Henryk Gwiazda | oberek od Przystałowic

Mieczysław i Henryk Gwiazda | oberek "Szła bido"

La Cucaracha

16 lat jeździłem na taksówce i granie mi nie przeszkadzało. Miałem Chevroleta. Obstawiałem wszystkie śluby po wioskach. Pod klaksonem miałem melodie La Cucaracha. Była robota. Potem jeździłem karawanem. Zdarzało się, ze rano wiozłem kobietę na cmentarz, potem grałem wesele, a wieczorem jakaś kobieta mi krzyczy by ja wieźć do szpitala bo rodzi.

Granie zostawiłem jak wszedłem w autobusy i woziłem wycieczki. Na początku miałem jeszcze ze sobą harmonię i trochę drzewa. Robiło się ogniska, ludzie w kółku potańczyli. Potem i to się skończyło.

Planowałem, że jak przejdę na emeryturę wezmę się na granie. Pojechałem kiedyś do bębnisty Janka Wochniaka. Myślę sobie jakiś bęben sobie skołuję. Janek mówi, że ma zaproszenie na przegląd w Maciejowicach, ale jego kapela nie może jechać. Mówię mu, daj mi to zaproszenie. Pojechaliśmy tam z Jankiem we dwóch. Był 2014 rok. Miałem jeszcze sztywne palce, dawno nie grałem. Wzięliśmy drugie miejsce. To mnie zachęciło. Od razu wyremontowałem harmonię.

Czym więcej gram to mi lepiej palce chodzą. Niedawno miałem okazje do grania dzień w dzień przez cztery dni. Ostatniego dnia we Wrzosie przez godzinę i dwadzieścia minut grałem wiązankę oberów. Janek Wochniak mówi, że już nie ma siły bębnić. Wykończę tych tancerzy, pomyślałem. Cztery pary zostały.

Kiedyś przyjechał do mnie facet. Mówi:

Pół roku Cię szukałem! Mam wesele i musisz na weselu u mnie zagrać. Miałem wesele syna – niewypał. Zagrała jakaś orkiestra miejska, nie rozumieli, że przy stołach trzeba przegrać. Nie mieli nawet harmonii ani akordeonu, a tam wszyscy ze wsi. Potem wydawałem córkę, wziąłem dwie orkiestry. Jedną do stołów, drugą do tańca. Jak jedni grali to drudzy pili. Popili się wszyscy. Znowu niewypał. Mam troje dzieci. Ty musisz zagrać na weselu mojego mojego drugiego syna.

Położył 500 zł. zaliczki. Mówię, że mam wyjazd do Częstochowy.

Załatwisz zastępstwo, musisz grać.

To był piekarz i cukiernik z Jeziorny. Pojechaliśmy. Wszyscy byli zadowoleni.

Wesela

Jak wszedłem na wesele i zagrałem przy stołach to wiedziałem, czy goście są moi, czy nie moi. Zagrałem jedną melodię i siedzą. Zagrałem inną. O! Bierze ich! Ludzie klaszczą i śpiewają. Potem lecę już z melodiami w tym rytmie. Jak rozśpiewałem towarzystwo na początku to potem już tylko krzyczą: Ale chłopaki grata! Lux orkiestra! Do końca wesela trzeba było ten poziom muzyki utrzymać.

Jak prosili, żeby im coś zagrać, grało się od razu. Jakbym powiedział zaraz, poczekaj to by było! Przyszedłeś tu jeść czy grać? Odpoczywać będziesz w poście! Takie były odzywki. Jak z Radomia przyjechali w nasze strony to pograli 3-4 utworki i przerwa. U nas trzeba było grać bez przerwy. Najpierw grało się walczyki, polki i kujawiaki. Potem rumbę, czy fokstrota. Na końcu grało się oberka. Półgodzinny. Aż się lalo z tancerzy. Ja się trochę zmęczyli można było coś zjeść, czy zapalić papierosa.

Jak jechało się na wozie grało się obery ciągłe. Kiedyś samochodów nie było. Przyjechała furmanka, para koni. Dwa rzędy siedzeń. Konie wystrojone. Bat z kucotkami. Po muzykantów.

Grało się głośno by na trzeciej wsi było słychać. Człowiek ciągnął, mało nie rozerwał harmonii. Młody był, miał parę. Przy drogach stali ludzie, jakby prezydent jechał. Chcieli posłuchać. Wtedy tych oberów się tak nie ozdabiało, wtedy brzmiały głośniej i były bardziej zrozumiałe dla ucha. I idzie z echem.

W połowie lat 70 zaczęły wchodzić wzmacniacze. Miałem Fonikę. 12 Wat. Malutką. Dwa wejścia. Zniekształcał głos, zniekształcał wszystko. Nagłaśniało się nią gitarę i śpiew. Dziś na weselu wsadza dyskietkę do komputera i ludzie mówią, że jest luks muzyka. To już nie jest artysta, to jest operator sprzętu.

Pamiętam takie wesele. Młoda była stąd, a młody gdzieś spod Łomży. Podchodzę do stołów. Jakiś facet zaczyna śpiewać, a żona go ucisza. Siedzi druga rodzina, ktoś chce śpiewać, ale tego też uciszyli. Tamte nie śpiewają to i ty nie śpiewaj. Jak kelnerka niosła dania to było słychać jej kroki na parkiecie. Nikt nie tańczył. Była taka cisza. Mieliśmy grać do szóstej. O szóstej już nikogo na weselu nie było. To wesele było tak ciężkie, ze będę go pamiętał do śmierci. Wole grać 3 dni non-stop niż takie wesele smutne, pogrzebowe zagrać.

Ozdobniki

Na swoje wesele wziąłem kapelę z miasta Mogielnicy. Myślałem, że bardzo to ludzi ucieszy. Niestety jak sobie popili, chcieli koniecznie potańczyć po wiejsku. Kapela nie znała oberów, a ja znałem wszystko. Koniec końców trzeba było posłuchać gości. No i zagrałem. Na swoim własnym weselu nie byłem Panem młodym, tylko muzykantem.

Nad Pilicą nie gramy takich szybkich oberków jak gdzie indziej. U nas się gra ciągłe. Oberki i polki gramy wolno. Tancerzom lepiej do nich przytupywać, lepiej im idą te melodie pod nogę.

Jak para tańcuje to se zaśpiewa tego oberka i trzeba jej przygrać. Ludzie grali dużo melodii ze śpiewu. Ktoś coś usłyszał i grał. Jeden coś przekręcił i już w drugiej wsi ta melodia brzmiała inaczej. Wiele melodii zaczyna się bardzo podobnie. By się odróżniały urozmaicam je ozdobnikami. Bylem taki, ze jak usłyszałem, ze ktoś dodał do melodii jednego ozdobnika, to ja musiałem dodać trzy.

Lubię do oberów nadodawać ozdobników. Te ozdobniki trzeba mieć w głowie. Tego nie zapisze się w nutach. Kiedyś ten kto grał dobrze, udoskonalał i dorabiał – miał granie. Na te ozdobniki mówili kiedyś furślagi. Mówili: Ten to dużo furślagów daje w kawałku. Jak się doda takich ozdobników to tancerz dostaje połera w tańcu. Wyrabia te melodie nogami. Dokłada się im do pieca.

Jak tańczyli, dajmy na to w lewo, krzyczą odbijany i zaczynają tańczyć w prawo. Nie wolno było się wtedy zatrzymać, bo bym po czapce dostał. To byłaby obraza tancerza. Jak trafili się upierdliwi tancerze, to tańczyli pół godziny, żeby nas wymęczyć. Poza tym tańczyli po kole, nie tak jak dziś, gdzie stanie tam tańczy. Środek był pusty. Jeden od drugiego trzymał odstęp, żeby się nie zawadzać, bo każdy chciał się wytupać. Musiał mieć luzu trochę. Buty z cholewami, żabki pod obcasy popodbijane. Niektórzy wystukiwali nogami taki sam rytm jak bębnista. Jak był taki tancerz to się chciało grać. Jak się bębnista pomylił w grze to ho ho!

To była niby dzika muzyka, ale ludzie się na niej znali!

Tekst autorstwa tekst autorstwa Piotra Baczewskiego na podstawie wywiadu przeprowadzonego przez Piotra BaczewskiegoAnastasiyę Niakrasavą. Zdjęcia autorstwa Piotra Baczewskiego. Nagrania audio pochodzą z archiwum rodziny Gwiazdów.

Tekst powstał w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznanego Piotrowi Baczewskiemu.

Share This