Maria Pacan – pisarka
Bielowice | 8 km na wschód od Opoczna
tekst autorstwa Piotra Gana z 1965 roku
pisanki Marii i Stefanii Pacan | 1965 rok | fot. Piotr Gan | Syg. Arch. PME N. 3131
W Opoczyńskim, we wsi Bielowice mieszka Maria Pacan – „pisarka”, jak ją tam nazywają. Nie pisze ona wierszy, tylko wielkanocne pisanki. Robi to z zamiłowaniem i smakiem… i chyba to jest przyczyną powodzenia jej pisanek. W Bielowicach są i inne pisarki – Rozalia Cabaj i Rozalia Miśkiewicz – ale te piszą mniej. Nie mają czasu i cierpliwości do tej żmudnej, zdobniczej pracy. Zapotrzebowanie na pisanki, wciąż jest ogromne, mimo że związane z nimi zwyczaje z roku na rok zanikają. Każdy jeszcze dziś w Bielowicach chce mieć w „święconym” chociaż parę pisanek, a i dziewczęta zamawiają po dwie, trzy pisanki dla swoich kawalerów.
Na pewno jednak nie pamiętają starego i powszechnego w tej okolicy zwyczaju. W ostatki przed II Wojną Światową, kiedy odbywała się ostatnia karnawałowa zabawa, kawaler, któremu podobała się panna, chcąc wyrazić swoje zainteresowanie nią, w czasie zabawy częstował ją cukierkami oraz napojami i tylko z nią tańczył. W Bielowicach nazywano to „okupinami”. „Okupiona” w ten sposób panna chcąc zrewanżować się kawalerowi za ostatkowa zabawę, zobowiązana była przed Świętami Wielkanocnymi posłać mu przez starościnę pół kopy pisanek we własnoręcznie wyszywanej chusteczce. Dawniej „okupionych” dziewcząt było tu dużo. Nie każda z nich umiała sama pisać pisanki, toteż i dawniej były takie kobiety, które wyręczały w tej robocie dziewczęta. Słynęły z tego Antonina Pacan i Świątkowa.
pisanki Marii i Stefanii Pacan | 1965 rok | fot. Piotr Gan | Syg. Arch. PME N. 3131
W okresie wielkanocnym pisanki były potrzebne i tym pannom, które spodziewały się, że w lany poniedziałek chłopcy „zleją je wodą”. Jak której kawalery nie zlały to ludzie mówili, że już z niej nie panna. Jeśli natomiast lało się z niej jak z owcy przed strzyżeniem – to dawała po pisance tym co ją obleli.
Musiały być tez w każdym domu pisanki dla dyngusiarzy, którzy przychodzą pod okna i śpiewają:
Na zielonej łączce wrona jaje piła,
żeby wam się córka dobrze ożeniła!
Dajcie nam to dajcie kawałek prosięcia,
to wam namówimy bogatego zięcia.
Tak śpiewają pod domami, gdzie są panny na wydaniu. Natomiast tam gdzie mieszka kawaler śpiewa się inaczej:
Dajcie nam to dajcie głowę baraniową,
to wam namówimy bogatą synową.
Dajcie nam to dajcie tego stryja
co tu wisi za piecem u kija.
Maria Pacan urodziła się w Bielowicach w 1914 roku. Mając trzynaście lat zaczęła chodzić do znanej w tamtym czasie „pisarki” Świątkowej, żeby nauczyć się „pisać” tak samo ładnie jak ona.
Siedziałam i patrzyłam jak ze zwykłego kurzego jaja robi się piękna, kolorowa pisanka. Ona mnie tego nauczyła, nie skrywała tajemnicy.
W piętnastym roku życia zaczęła robić pisanki na własną rękę. Po zakończeniu II Wojny Światowej Maria Pacan zaczęła robić pisanki „do miasta”. W 1949 roku wykonała 500 szt. pisanek do Łodzi. Od tego czasu wykonuje ich 500-600 szt. na zamówienia – do miasta za pieniądze, a dla swoich sąsiadów i bielowickich dziewcząt za jajka. Pomaga jej w tym córka Stefania, która chociaż zdobi jajka z dużym smakiem, to jednak cierpliwością nie dorównuje swojej matce i nie potrafi poświęcać im dużo czasu.
Jak przyjdzie wieczór zapalamy świecę albo lampę naftowa i wtedy można się zabrać do pisanek. Przy cieple wosk się rozgrzewa. Ta żarówka co wisi pod sufitem nic nie daje. Bierze się kolcyk wdziany na patyk, macza się go w wosku i rysuje. Rożne wzory. Kwiatki, szlaczki i postacie. Postacie są najładniejsze. Jak się już je wyrysuje woskiem, wrzucam je do farby od wełny i się malują. Ładnie wychodzą. Dawniej pisanki robiło się na pełnych jajkach, dziś na wydmuszkach, bo te mogą leżeć latami. Każda pisanka kosztuje pół godziny.
Maria Pacan lubi swoje „pisarstwo” i twierdzi, że: „Aby miał kto w domu zrobić i obrządzić, to mogę cały dzień siedzieć i pisać”.
Tekst powstał na postawie artykułu Piotra Gana – syg. Arch. PME SP. G. 13/34 (121-122) zredagowanego przez Piotra Baczewskiego. Tekst i fotografie autorstwa Piotra Gana pochodzą ze zbiorów Archiwum Naukowego PME, które zostały udostępnione za zgodą Państwowego Muzeum Etnograficznegow Warszawie. Fotografia została zdigitalizowana przez Bibliotekę Narodową w Warszawie.
Tekst powstał w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznanego Piotrowi Baczewskiemu.