Kowale z Pacanowa
Pacanów | 26 km na południowy-wschód od Buska Zdroju
teksty Piotra Gana z 1963 roku
okucia dyszla wykonane przez Romana Poniewierskiego | 1963 rok | fot. Piotr Gan | Syg. Arch. PME N. 3211
Czy w Pacanowie kuli kozy? W naszych czasach o kuciu kóz można usłyszeć tylko od pacanowskich gawędziarzy i okolicznych kowali. Jedni twierdza, ze w przeszłości miejscowi kowale znali swój kunszt tak dobrze, że nawet okucie kozy, co nie jest lada sztuką, nie sprawiało im trudności. Inni opowiadają o zamieszkałych tu kowalach o nazwisku Koza, którzy pracę w swych kuźniach zaczynali przed świtem, a odgłosy ich kucia przyczyniły się do tego, że w Pacanowie zaczęto mówić: ”Wstawajcie, bo kozy już kują”, zamiast odwiecznego: „Wstawajcie, trzeci kur już zapiał”. Istnieje tez wersja, ze to kowale potężnego cechu stopnickiego, chcąc poniżyć konkurujących z nimi majstrów pacanowskich, w całej okolicy mówili z lekceważeniem o robocie swoich kolegów: „W Pacanowie to im kozy kuć”, ze niby to robota delikatna i niesolidna, a pieśń o tym zdarzeniu ma taki tekst:
Na środku rynku miasta Pacanowa,
tu kozioł podkuty wybornie się chował.
Urodny ten kozioł był trochę brodaty,
A okuł go kowal w swej kuźni przed laty.
Robił on mieszczanom nadzwyczajne psoty,
bo właził do ogrodów i wywracał im płoty.
Zebrał się więc zarząd w pacanowskiej gminie,
żeby karę nałożyć tej psotnej zwierzynie.
Wyrok przez radnych został uradzony
i kozioł za psoty został powieszony.
Osiemdziesięcioletni kowal Franciszek Skórski z Kars Dużych k. Pacanowa opowiadał o podkuciu kozy bardziej złożoną historyjkę:
Mieszkał w Pacanowie czeladnik kowalski, który po powrocie z kilkuletniego wędrowania nie zastał już nikogo ze swoich – więc sam musiał gospodarzyć na tym co mu po ojcach zostało. Cech pozwolił mu wyjątkowo prowadzić samodzielną kuźnię zanim zrobi „sztukę majsterską i wypłaci się na majstra” – bo dawniej tylko majstrom wolno było mieć warsztaty.
Najbliższą sąsiadką tego tego czeladnika była wdowa po majstrze kowalskim Wawrzyńcu. Miała ona dom dostatni i kuźnię po mężu. Stare prawo cechowe pozwalało wdowom po majstrach prowadzić warsztaty wynajętymi czeladnikami, ale wtedy o czeladników było trudno – roboty po kuźniach było dużo, więc kuźnia Wawrzykowej od śmierci męża stała zamknięta. Wymagał także cech od „wdów swoich”, by po przykładnym odbyciu żałoby, za maż szły za kogoś z tego zgromadzenia – inaczej opieka cechu ustawała. Wawrzykowa za męża upatrzyła sobie sąsiada-czeladnika. Różne starania robiła, żeby wyjść za niego, ale czeladnik nie skory był do żeniaczki i zbywał ją jak mógł. Wtedy majstrowa postarała się w cechu, żeby mu jego „sztuk majsterskich” nie przyjmowali i na majstra nie wpisali, bo gdyby został majstrem, to uniezależniłby się od jej wpływów w cechu.
Długo jeszcze trwały różne zabiegania majstrowej, ale nie udało jej się przełamać obojętności czeladnika. Rozzłościło ja to bardzo i wtedy postarała się o to, żeby cech nie pozwolił mu na prowadzenie kuźni, do czasu aż wykona właściwa sztukę majsterską. Kuźnia czeladnika została zamknięta, a cech w dalszym ciągu odrzucał jego majstersztyki. Teraz czeladnik mógł pracować w kuźni innego majstra lub przejąć warsztat wdowy, ale nie przyjął żadnego z tych warunków. Wolał zostać u siebie i żeby zarobić na chleb zaczął pracować w ogrodzie. Wówczas – już przez zemstę – majstrowa zaczęła wpuszczać do jego ogrodu swoje kozy. Po każdej wyrządzonej szkodzie skarżył się czeladnik do cechu na majstrową, ale otrzymywał odpowiedz, że nie jedna tylko Wawrzykowa ma kozy w Pacanowie, a ślady wszystkich kóz są jednakowe i że niepotrzebnie dokucza biednej wdowie.
Pewnego dnia kiedy wrócił z cechu do domu, zastał znów kozę w swoim ogrodzie. Wówczas zrozpaczony złapał ją, zaciągnął do kuźni i żeby mieć dowody na przyszłość, czyja koza jest wpuszczana do jego ogrodu, postanowił ją podkuć. Cały dzień zmitrężył przy tej robicie, ale kozę okół. Po kilku dniach kozy znowu wyrządziły mu szkodę w ogrodzie i zostawiły ślady kozich podków. Zwołał wówczas czeladnik starszyznę cechową do obejrzenia szkód i kiedy przyszli z zamiarem zbycia go z niczym, powiedział, że dla przekonania cechu o swojej prawdomówności, sam okół kozę majstrowej. Na potwierdzenie tej swojej ostatecznej skargi, złapał kozę majstrowej pokazał starszyźnie jej okute nogi. Starszy i podstarsi cechu, obejrzawszy swoimi majsterskimi oczyma niespotykaną w kowalstwie robotę, byli zdumieni, a potem z zachwytem zgodnie orzekli, że to jest prawdziwy majstersztyk majstersztyków i od tego czasu czeladnik został majstrem w swojej kuźni.
Ludzie w zaczęli wtedy powiadać, ze w Pacanowie kozy kują.
Kowale pacanowscy posiadali własny cech kowalski do 1914 roku. Ostatnim starszym cechu był Jan Zasucha. Cech w tym czasie znajdował się w upadku. W 1912-1914 roku miał tylko siedmiu członków. Do wybuchu I Wojny Światowej pacanowscy kowale wykonywali i rozwozili po okolicznych jarmarkach i targach: wozy, „drapacze” z pięcioma i siedmioma pazurami (drapacz to poprzednik dzisiejszego kultywatora), kłódki i pęta kowalskie do pętania koni, sierpy, siekiery, topory ciesielskie, motyki i widły. Kowale pacanowscy wykonywali również podkówki do podkuwania butów i na poczekaniu wszystkim chętnym podkuwali buty, za drobną opłatą, przy swoich stoiskach na jarmarkach. W pierwszych latach XX w. ta usługa kowalska miała bardzo duże powodzenie. Wykonane przed pierwszą wojną światowa motyki różniły się od dzisiejszych tym, ze nie posiadały tzw. „”gąsiorka” tj. wykutej tulejki do osadzenia drzewca, a były wykuwane z obuchem, podobnie jak dzisiejsze siekiery.
Obecnie w Pacanowie jest 7 kowali. Niektórzy z nich jeszcze dziś „stoją na targu” w Pacanowie, Stopnicy i Oleśnicy. Duże zarobki w swoim czasie mieli tu kowale przy zębieniu sierpów, a od 1930-1932 roku – kiedy okoliczna ludność przestawiła się na koszenie zbóż kosami – ta dochodowa czynność znikła niemal całkowicie.
W poprzednich latach używano w Pacanowie i okolicach wozów z dyszlami zakuwanymi (umocowanymi w snicach na stałe), a mniej więcej od początku 1930 przestawiono się na dyszle zasuwane, t.j. takie, które dają się łatwo wyjąć z wozu. Obecnie około 90% wozów posiada dyszle zasuwane. Zakuwane dyszle są dziś tylko w ciężkich wozach furmańskich lub starych.
Kowal Roman Poniewierski (ur. w 1905 r.) jest synem szewca – kowalstwa uczył się w dworskiej kuźni w Wójczy (majątek Popiela), gdzie pracował później jako kowal do 1939 roku. W międzyczasie, podczas służby wojskowej, uczył się podkuwania koni w Okręgowej Szkole Weterynaryjnej w Krakowie. Własną kuźnię w Pacanowie założył w 1952 roku. Ma w niej miech serkowy. Najczęściej podkuwa konie, czasem tez okuwa wozy i zajmuje się naprawą narzędzi rolniczych. Nie stosuje zdobnictwa na okuciach wozów, chociaż ma w swej kuźni niezbędne do tego narzędzia: „cechowniki” i „przecinaki”.
zdjęcie po prawej: Roman Poniewierski | 1963 rok | fot. Piotr Gan | Syg. Arch. PME N. 3211
Ryszard Celejewski (ur. w 1926 r.) uczył się kowalstwa u swego ojca Józefa, a potem pracował u kowala Durmy w Klempiu. Nie wyzwalał się i pozostał niezrzeszonym chałupnikiem. Specjalnością jego kuźni (przy ulicy Wójczańskiej 7) jest podkuwanie koni i robienie końskich protez. Nauczył się tego podczas służby wojskowej i według panującej tu opinii swój fach zna dobrze. Uczył się 4 i pół miesiąca w Wojskowej Szkole Podkuwaczy Koni. Zajmuje się także naprawa narzędzi rolniczych i okuwaniem wozów. Według jego relacji w Pacanowie i okolicach używane są jedynie wozy z wyjmowanymi dyszlami, a od 1963 roku zamawiane są u kowali wozy „gumki” (czyli wozy na gumowych kołach). Żelazne zamawiają już tylko biedacy.
zdjęcie poniżej: Ryszard Celejewski | 1963 rok | fot. Piotr Gan | Syg. Arch. PME N. 3212
Antoni Wójtowicz (ur. w 1897 roku), kowal-chałupnik, uczył się kowalstwa u Wojciecha Skorskiego. Potem po wyzwolinach, zgodnie ze starym zwyczajem wędrowania, udał się do Staszowa, gdzie pracował jako czeladnik. Wprawdzie upadający w tym okresie (1914-1916) cech kowali w Pacanowie czeladniczego wędrowania już od dawna nie wymagał od swoich członków, ale Wójtowicz uważał, że kilkuletnia nieobecność w miejscu swojego zamieszkania i nabieranie rzemieślniczego doświadczenia w nie swojej okolicy, przysporzy mu rozgłosu. Ponadto Staszów był przed pierwszą wojna światowa dużym centrum handlowym i kowale mieli tam dobre zarobki. W Staszowie Wójtowicz pracował u mistrza kowalskiego Zygmunta Zadrapy. Warsztat ten był nastawiony przede wszystkim na wyrób lekkich wozów, powozów oraz ciężkich wozów furmańskich. Następnie Wójtowicz przeniósł się do Rytwian, gdzie kilka lat pracował w cukrowni jako specjalista ślusarsko-kowalski. Po powrocie do Pacanowa w 1923 roku założył własną kuźnię i wykonywał w niej głównie „pojazdy mody lubelskiej”, czyli „czteroresorowe wasagi”. Ponadto kuł pługi, brony, robił siekiery, pęta kowalskie, kłódki i zawiasy. Własną kuźnię zbudował dopiero w 1927 roku (poprzednią dzierżawił) i pracuje w niej do dnia dzisiejszego.
zdjęcia poniżej: Antoni Wójtowicz | 1963 rok | fot. Piotr Gan | Syg. Arch. PME N. 3209
Tekst powstał na postawie artykułu Piotra Gana – syg. Arch. PME SP. G. 4/5 (24-30) oraz PME SP. G. 21/36-37 (227-231) zredagowanego przez Piotra Baczewskiego. Tekst i fotografie autorstwa Piotra Gana pochodzą ze zbiorów Archiwum Naukowego PME, które zostały udostępnione za zgodą Państwowego Muzeum Etnograficznegow Warszawie. Fotografia została zdigitalizowana przez Bibliotekę Narodową w Warszawie.