Józef Rafalski
Jagodne | 13 km na wschód od Skarżyska-Kamiennej
tekst Piotra Gana z 1960 roku
Stanisław, Zofia i Jan Rafalscy | lata 60 XX. | fot. Piotr Gan | syg. Arch. PME N. 3062/2
Od wielu wieków utrwalała się wielostronność rzemieślnicza rolników – musieli oni na swoje własne potrzeby być cieślami, stolarzami, kowalami, tkaczami, w niektórych rejonach garncarzami. W miarę wzrostu poziomu kulturalnego i potrzeb oraz rozwoju indywidualnych zainteresowań, wyłoniły się jednostki, które z czasem stały się specjalistami – a ich umiejętności oceniane przez najbliższe otoczenie postawiły ich w rzędzie rzemieślników wiejskich – dla których rolnictwo było zajęciem ubocznym.
Jednym z ciekawszych przedstawicieli rzemiosła wiejskiego w Kielecczyznie był Józef Rafalski ze wsi Jagodne (ur. w 1881 roku). Jego upodobaniem było stolarstwo, którego nigdzie się nie uczył, a stosunkowo wysoki poziom osiągnął sam, robiąc początkowo najprostsze przedmioty drewniane i kompletując potrzebne mu narzędzia. Kiedy przekonał się, że jego robota jest poszukiwana i daje mu zyski – przeniósł się do pobliskiej, bardziej ruchliwej wsi Gadka i tam założył prawdziwy warsztat stolarski.
Rolnictwo zarzucił całkowicie, a po pewnym czasie (około 1910 r.) sprzedał posiadaną w Jagodnem ziemię – zarabiając na swoje i rodziny utrzymanie jako stolarz. Z jego warsztatu wychodziły szafy, ławy, “szafarnie”, krzesła i kołyski. Bezpośrednio przed pierwszą wojną światową Rafalski własnoręcznie zrobił sobie tokarnię nożną i od tego czasu ozdoby na wykonywanych przez niego meblach zatraciły dawny tradycyjny charakter.
Mój ojciec, Józef Rafalski, był z zawodu stolarzem. Robił nie tylko budowlane rzeczy, ale i meblówkę. Znał się na politurze. Potem, kiedy wypadła wojna w 1914 roku, Niemcy nas usunęli z Gadki. Ojciec musiał przyjść do Jagodnego, do rodziny, do braci. Tutaj pozostał na stałe. Za sanacji zrobił się krytyczny, trudno było o pracę, trudno było o pieniędze. Nie budowali się tak bardzo.
Jan Rafalski | lata 60 XX w. | fot. Piotr Gan
syg. Arch. PME N. 3062/7
W międzyczasie w Gadce i w pobliskich wsiach powstało klika konkurencyjnych warsztatów stolarskich – co w znacznej mierze uszczupliło jego zarobki. Rafalski, będąc uzdolnionym stolarzem, postanowił robić w swoim warsztacie takie rzeczy których nie potrafiliby wykonać inne stolarze.
W okresie szukania pomysłów zauważył, że jeden z jego synów interesuje się muzyką, a pragnąc mieć własny instrument zrobił sobie gęśliki. Rafalski widząc nieudolne wykonanie tego instrumentu zrobił synowi instrument na zasadach dawnych (tzw. “dłubane skrzypce”).
Był to instrument wzorowany na starych “gęślach” – rzadko już wówczas występujących w Kielecczyznie. Pudło rezonansowe tego instrumentu wydłubane było w jednym kawałku drzewa i przykryte drugim cienkim. Syn Rafalskiego szybko nauczył się grać na tych “dłubanych skrzypcach”
Jan Rafalski:
Ojciec pomyślał, ze trzeba by tych pieniedzy z innej strony zarobić i trzeba by wymyślić jakąś inna produkcję. i wymyślił, ze zacnie robić skrzypce. Wtedy to był taki sezon i młodzież chciała się uczyć grać na takich instrumentach i był na nie zbyt. Nie wiedział tylko jak robić skrzypce by były głośne, ładne i miały naturalny format. Nauczyciel ze Zbijowa miał takie skrzypce stare i trochę potłuczone. Ojciec zmówił się z nim, że te skrzypce mu wyreperuje. Niedrogo i dobrze. Ojciec chciał przede wszystkim podłapać tajemnice jak te skrzypce są w środku wykonane. Na podstawie tego instrumentu ojciec podłapał, gdzie ma być ustawiona belka, jak ma być ustawiona dusza i jak mają wyglądać esy. Potem zaczął samodzielnie robić skrzypce. Pierwszy instrument nie wyszedł mu dobrze. w Skarżysku-Kamiennej był wtedy taki mistrz, który robił skrzypce. Nazywał się Barański. Ojciec poszedł do niego i podpatrzył jak się je robi. drugi zrobiony przez niego instrument wyszedł mu już dobrze. Na kolejne miał na nie nabywców. Skrzypce sprzedawał po wioskach, a też w Szydłowcu, gdzie było najwięcej Żydków i był największy targ. Tam było dużo ludzi i duży ruch. Co środę jechał do Szydłowca z jednym lub dwoma instrumentami i wszystkie od niego kupowali. Sprzedawał też skrzypce w Starachowicach i Skarżysku-Kamiennej.
Najwięcej sprzedawało się instrumentów miedzy furmankami. Jeździłem z ojcem na targi by robić mu reklamę swoją grą na skrzypcach.
W pierwszych latach okresu międzywojennego ludność wiejska w Kielecczyźnie podczas zabaw, Wesel, chrzcin i innych uroczystości mogła korzystać jedynie z usług wiejskich muzykantów. Zawód grajka wiejskiego przed kilkudziesięciu laty był tu zajęciem rozpowszechnionym i stosunkowo intratnym – toteż Józef Rafalski zmieniając częściowo zainteresowania stolarskie na lutnicze miał wielu odbiorców na swoje skrzypce, Przy robocie pomagali mu dwaj synowie Stanisław i Jan. Oprócz skrzypiec Rafalscy robili także dwa typy mandolin: „płaskie” i „włoskie”. Wszystkie te instrumenty rozwozili po targach w pobliskich miastach jak Radom, Skarżysko, Szydłowiec, czy Iłża. Nabywcami byli przeważnie muzycy wiejscy, a nieraz i nauczycielstwo.
Przy wyrabianiu skrzypiec ojcu pomagał syn Jan, ur. w 1911 roku. Józef Rafalski, rozumując praktycznie, że lutnictwo jest ściśle powiązane z umiejętnością gry na skrzypcach pozwolił mu uczyć się muzyki — początkowo u Franciszka Skórskiego w Skarżysku – Kościelnym, a następnie u Franciszka Cedra w Woli Korzeniowej.
Po dwu latach nauki Jan Rafalski zaczął grać samodzielnie — początkowo tylko na kawalerskich „graniach” i chrzcinach – a następnie od 1928 roku na weselach, kiedy to został wtajemniczony przez swoich nauczycieli w skomplikowany rytuał weselny.
z nutami Jana Rafalskiego | lata 60. XX. | fot. Piotr Gan | syg. Arch. PME N. 3062/14
Okres w którym Rafalski zaczynał grać na wszystkich uroczystościach wiejskich był momentem wypierania dawnych mazurów – powszechnie panujących w tamtym regionie – przez niegrywane tam poprzednio oberki. Niejednokrotnie na weselach starsi ze względu na przyzwyczajenie i łatwość komponowania tekstów żądali ośmiotaktowych mazurów. Jan Rafalski pamięta do dnia dzisiejszego i na żądanie chętnie grywa dawne mazury, polki i oberki. Zna tych melodii kilkaset. W Jagodnem, Gadce i w szeregu innych okolicznych wsiach przyjęte jest, że kapela składa się tylko z jednego skrzypka, który idąc ,,na granie” zabiera ze sobą bęben.
Taki prymitywizm muzyczny nie odpowiadał Rafalskiemu. Chciał on mieć większą kapelę – toteż w 1928 roku zrobił wspólnie z ojcem „basy” (instrument nieco większy od wiolonczeli), a dla jednego z sąsiadów specjalne skrzypce żeby mu „prowadził sekund”. Jednak była zbyt kosztowna kapel i w całości nikt jej nie wynajmował.
Obecna jego kapela składa się ze skrzypiec, akordeonu (gra syn) i bębna (gra córka).
Lutnictwo jako zawód od zakończenia wojny zarzucił ze względu na trudności w uzyskaniu odpowiedniego drzewa i politur – chociaż obecnie przygotowuje się do zrobienia kilku skrzypiec a między innymi i dla córki.
córka Jana Rafalskiego – Zofia Slęzak | 2017 rok | fot. Piotr Baczewski
Tekst archiwalny – syg. Arch. PME SP. G. 16\30 (153-173) – autorstwa Piotra Gana zredagowała Diana Szawłowska. Tekst i fotografie autorstwa Piotra Gana pochodzą ze zbiorów Archiwum Naukowego PME, które zostały udostępnione za zgodą Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Fotografia została zdigitalizowana przez Bibliotekę Narodową w Warszawie.