Józef Lipiński

Kochanów
tekst Macieja Szajkowskiego z 1998 roku
bębenek zrobiony z Tory – kolekcja Bolesława i Liny Nawrockich | 2013 rok | fot. Piotr Baczewski

Józef Lipiński znany jest jako jeden z najlepszych bębnistów w Polsce. Ostatni z rodziny zacnych muzykantów co to rytm zagra niepowtarzalny, nogą takt wytupie, zaśpiewa niezliczone przyśpiewki i jeszcze panny na zabawie obtańcuje.

Urodziłem się 9 września 1933 r. w Kochanowie” – wspomina pan Józef. „Ojciec grał na skrzypcach, w wojnę dostał się do Ameryki i tam grał na klarnecie. Brat i ja graliśmy na bębenku, skrzypcach i na harmonii. Razem ogrywaliśmy. Zamienialiśmy się instrumentami. W 1965 roku poszedłem do pracy w Radomiu i zaprzestałem muzykowania. Po latach powstał w Wieniawie zespół. Trafiłem tam do kapeli i gram do dzisiaj ze Stasiem Stępniakiem, czasem z Marianem Pełką.

Zabawy

Pamiętam odbywały się na ziemi, na udeptanej glinie w izbach, z których wszystkie sprzęty się wynosiło. Wisiały tylko lampy naftowe, a zdarzało się w niskiej izbie, że i lampa gasła, bo tyle ludzi naraz się bawiło. Buty – drewniaki stały przed chałupą, a młodzi boso tańczyli.

Po weselach ludzie chodzili na „grabarkę”, to znaczy jako nieproszeni goście. Czy kto słyszał, aby dzisiaj wpuścili tak na wesele? Czekało się przed chałupą, aż goście skończą ucztować i wystawią stoły na podwórze i zaczną tańcować. Młodzież z kilku wsi na grabarki zjeżdżała, bo każdy chciał potańczyć.

„Żydowskie pacierze”

Po wojnie bębenki robili z tzw. „żydowskich pacierzy”. Żydzi wypisywali na nich hebrajskie litery i modlili się z tymi skórami. Po wojnie zostało tego trochę i były to najwytrzymalsze skóry, bo one nie „rusiały”, czyli nie łapały rosy, raz naciągnięte wcale nie wilgotniały. Wszystkie inne podczas zabaw na powietrzu siadały – te nigdy. Jak oni je wyprawiali – nie wiemy. Jeszcze dobre skóry były z „podrzutki”. Krowa jak była cielna – 6 lub 7 miesięcy i na skutek jakiegoś wypadku porzuciła cielę, wyprawialiśmy jego skórę. Ona wtedy jeszcze nie ma tego „głusia”, czyli sierści. Bo skóra z sierścią nie barabani. Trzeba ją wtedy wrzucać w koński gnój – bo ciepły, i musi tam leżeć dwa tygodnie, odparować, zagnić. Dopiero ją się wyciąga, rozkłada na deskach i ładnie resztka tłuszczu odchodzi.

A blaszki i talerze do barabanów robiło się z „gilzów” – mosiężnych pocisków.

Bęben jest sercem kapeli

Jak rytmu nie ma, to tancerze włażą sobie na palce, a muzykantom nuty rozjeżdżają się gdzieś na boki.

Józef Lipiński stosuje jedną z najtrudniejszych technik w grze na bębenku. Stale potrząsając nim, wydobywa charakterystyczny szelest blaszek i dodatkowo pałeczką wybija zawiłe rytmy i przejścia. Podkreśla przy tym rytm utworu, co wymaga dużej podzielności uwagi. Dzięki swoim niespotykanym umiejętnościom zdarza się, że przejmuje w kapeli prym. Potrafi wtedy z małego bębenka uczynić orkiestrę dźwięków, np. podrzucając bębenek i uderzając go z dwóch stron i po obręczy.

W 1997 r. Józef Lipiński z kapelą Mariana Pełki zdobył Złotą Basztę na Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu. Mówi się o nim, że potrafi zachęcić do tańca nawet najbardziej opornych. Muzykanci ci zostali też uhonorowani najwyższym wyróżnieniem w dziedzinie kultury ludowej, nagrodą im. Oskara Kolberga.

Tekst autorstwa Macieja Szajkowskiego (Kapela ze Wsi Warszawa, R.U.T.A. i Lelek).

Film pochodzi z archiwum Fundacji Muzyka Zakorzeniona.

Share This