Józef Głuszek
Chałupki | 18 km na południe od Kielc
tekst powstał na podstawie artykułów Piotra Gana i Jana Zaremby
Józef Głuszek | lata 60 XX. | fot. Piotr Gan | syg. Arch. PME N. 3172/15
Garncarskie rzemiosło Kielecczyzny, pozwalające niejednokrotnie zakwalifikować się jako sztuka, jest przodującym od kilku wieków w kraju, a cenione także i za granicą. W przeszłości głównymi reprezentantami tej dziedziny byli wyłącznie „Cechowi Bracia Zgromadzeń Garncarskich”, a dziś najczęściej ich potomkowie, opierający swą wiedzę i twórcze upodobania na przechowywanych tradycjach cechowych „majstersztyków” i surowych wymogach dawnych czeladniczych egzaminów.
Od blisko dwudziestu lat wśród artystów – garncarzy rozsławiających swoimi wyrobami Kielecczyznę na licznych wystawach lokalnych, krajowych i zagranicznych – znajduje się garncarz wiejski, którego nigdy nie obowiązywały żadne kryteria tradycji i zwyczajów dawnego rzemiosła miejskiego. Garncarzem tym był Józef Głuszek. Jego ojciec i dziad, tak samo jak i on, nie mieli nigdy powiązań z wszechwładnymi w swoim czasie cechami, a byli po prostu typowymi przedstawicielami garncarstwa wiejskiego, którego jedynym ośrodkiem w Kielecczyźnie jest obecnie wieś Chałupki.
Józef Głuszek jest najbardziej znanym garncarzem w Chałupkach. Urodził się on w 1905 roku. Garncarstwo poznał pomagając swemu ojcu – rolnikowi – i w tak samo jak ojciec, usiłował uzupełniać materialne braki ubogiego gospodarstwa wyrabianiem i sprzedażą użytkowych naczyń glinianych.
Józef Głuszek | lata 60 XX. | fot. Piotr Gan | syg. Arch. PME N. 3172/6
Samodzielny warsztat zaczął prowadzić w 1932 r, bez „wyzwolin” i innych towarzyszących temu w cechach rzemieślniczych uroczystości. Pomimo powiększenia swojej produkcji garncarskiej, Głuszek pozostał nadal rolnikiem, a garncarstwo traktował jako zajęcie uboczne. Wyrabiając prawie wyłącznie naczynia użytkowe dla wsi, nie miał potrzeby rozwijania w sobie umiejętności toczenia większej ilości zróżnicowanych form. Mimo to doprowadził do perfekcji wykonywane przez siebie kształty dzbanków i baniaków, nadając im rzadko już spotykane w Kielecczyźnie jałowate formy z cylindrycznym kołnierzem, bez rozchylanych krawędzi wylewowych. Formy te stały się w pewnym sensie jego charakterystycznym stylem, a zaczerpnął je – jak sam twierdzi – z tych naczyń, które wyrabiał jego ojciec i starzy garncarze w Chałupkach. Obok dzbanów i baniaków wyrabiał Głuszek kilka różnych form mis, celując przy tym w toczeniu miniaturowych naczyń jako zabawek. Często dla sprawienia przyjemności swoim odbiorcom, a przede wszystkim dla własnego zadowolenia przystrajał te wyroby według własnych pomysłów, stosując najchętniej odciskanie własnoręcznie wyrzeźbionych stempelków na powierzchni mokrego naczynia i rzadziej – naklejanie różnie uformowanych wałeczków gliny przy nasadach uch w dzbanach.
W 1950 roku, w ogólnowojewódzkim konkursie ceramicznym, Głuszek otrzymuje pierwszą nagrodę za „logiczną i estetyczną dekoratywność naczyń” (wg protokołu sądu konkursowego). Było to ogromnym osiągnięciem. W konkursie tym uczestniczyli wszyscy renomowani mistrzowie sztuki garncarskiej z Iłży, Denkowa, Kątów Denkowskich, Koszar i Rędocina. W późniejszych latach prace Józefa Głuszka były eksponatami na wielu wystawach (w Kielcach, Wrocławiu, Poznaniu, Sopocie, Warszawie i Lublinie) wyróżniając się zawsze charakterystycznym sposobem zdobienia, za co Głuszek wielokrotnie otrzymywał nagrody.
Od 1950 roku Głuszek jest członkiem ceramicznej spółdzielni „Chałupnik” w Iłży. Popyt na jego artystyczne wyroby skłonił go do tego, ze garncarstwo zaczął traktować jako zajęcie główne, a rolnictwo uboczne.
Józef Głuszek | lata 60 XX. | fot. Piotr Gan | syg. Arch. PME N. 3172/10
Jego sztuka nawiązuje do bardzo archaicznych form i technik, a równocześnie przerosła górny pułap rozwoju sztuki ludowej, wchodząc już na teren rzemiosła artystycznego, opartego na tradycjach ludowych. W 1948 roku wyorano w Chałupkach stare piecowisko garncarskie, w którym oprócz fundamentów pieca ceramicznego i chaty garncarza znaleziono mnóstwo gruzu ceramicznego z ułomkami dawnych naczyń, kafli i form kaflarskich. Józef Głuszek długo przypatrywał się tym fragmentom i… w krótkim czasie, nie naprowadzony przez nikogo, odtworzył narzędzia, którymi dawniej zdobiono czerepy. W ten sposób podjął przerwaną przed kilkoma wiekami nić rozwojową dawnego rzemiosła ceramicznego, które stało na bardzo wysokim poziomie.
Nie odrzucając używanego dzisiaj „nożyka”, odtworzył grzebyk, radełko i rożnego rodzaju stempelki. Zaczął stosować te narządka przy zdobieniu swoich dzbanów i mis. Ponieważ umiał toczyć wielkie formy, od razu wszedł na drogę tworzenia takich dzieł, dla których miano „ceramiki monumentalnej” wcale nie jest czymś pretensjonalnym. Wypracował swój własny styl.
Na zdjęciu widzimy jeden z jego dzbanów, w którym zastosował wszystkie poznane z wykopalisk techniki zdobienia. Widzimy co zostało wykonane grzebykiem (ornament falisty), co radełkiem (linie proste powstałe z nieprzerywanych, ciągów nasiekań), a co stempelkiem (odciski na szyi dzbana). Najstarszym narzędziem jest grzebyk, którym posługiwał się jeszcze garncarz przedhistoryczny. Radełko jest późniejsze, lecz znane było tylko w epoce przeddziejowej. A stempelek?
Stempelek pierwotnie nie był narzędziem zdobniczym. Za czasów pogańskich, każdy przedmiot codziennego użytku musiał być zabezpieczony przed działaniem złych sił. Jeszcze do niedawna na Podhalu, gdzie praktyki pogańskie zachowały się najdłużej, każdy skopek i czerpak musiał byc zaopatrzony w tajemny „zacek”. Była to swastyka „dobra”, tj. o ramionach zwróconych przeciwnie niż hitlerowska. „Znacek” był odciskany dawniej w miejscu niewidocznym na naczyniach glinianych. Kiedy zapomniano o jego magicznym znaczeniu, powtarzany rytmicznie na miejscach widocznych, zapoczątkował ornament stempelkowy.
Na dodatek Józef Głuszek przyozdobił swój dzban ornamentem ślimacznicowym, który najczęściej występuje na uchu, potem ma swoje zgrupowanie przy dolnym zaczepie ucha, aż wreszcie otacza kręgiem górną krawędź brzuściowej formy. Po co tyle ślimacznic? Chodziło przede wszystkim o zwiększenie uchwytności ucha.
Można by powiedzieć, że Józef Głuszek dając nadmiar ornamentyki „poszedł w zdobnictwo. Tak to wygląda. Ale kto umie czytać formy ceramiki ludowej, może od razu domyśleć się, że Józef Głuszek ma żonę i dzieci. W sztuce ludowej wszystko ma swoje uzasadnienie. Jeśli Józef Głuszek przyozdobił grzebykiem, radełkiem i stempelkiem cały dzban, to jasne, że pociągało go wypróbowanie tych narzędzi. Nie zajęło mu to wiele czasu. Ale owych ślimacznic nie robił on sam, ani ich sam nie nalepiał. Było to ćwiczenie i ceramiczna zaprawa dla dzieci. Pożyteczna zabawa, która budzi u dzieci zainteresowanie rzemiosłem ojca, a jednocześnie od dzieciństwa wyrabia zmysł dotyku, tak bardzo potrzebny każdemu garncarzowi, jeśli ma w przyszłości przylepiać do swoich czerepów takie ucha, które się nie urywają.
Tekst powstał na postawie tekstów Piotra Gana i Jana Zaremby – syg. Arch. PME SP. G. 2/1-2 (1-12) zredagowanych przez Łukasza Rysiaka i Piotra Baczewskiego. Tekst i fotografia autorstwa Piotra Gana pochodzą ze zbiorów Archiwum Naukowego PME, które zostały udostępnione za zgodą Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie.
Tekst powstał w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznanego Piotrowi Baczewskiemu.