Jak na książkach czytać uczono
Słopiec | 16 km na południowy-wschód od Kielc
tekst autorstwa Piotra Gana z 1967 roku
Katarzyna Pietrowska | 1967 rok | fot. Piotr Gan | Syg. Arch. PME N. 21/44 (257)
Kiedy po upadku powstania styczniowego, rząd carski w 1866 roku postanowił „ostatecznie i organicznie” zespolić Królestwo Polskie z Rosją – jednym z pierwszych posunięć była rusyfikacja szkolnictwa. Już w roku szkolnym 1869-1870 całkowicie wyeliminowano ze szkół język polski i wprowadzono naukę tylko w języku rosyjskim. Wówczas chłopi, w wielu wsiach Kielecczyzny, zareagowali na te represje dążeniem do tego aby ich dzieci „umiały czytać na polskich książkach”. Jednak i te skromne wymagania były wówczas trudne do zrealizowania – wobec braku nauczycieli i rozwijających się prześladowań takich poczynań. Chłopi przyzwyczajeni od wieków do samowystarczalności, zaczęli szukać rozwiązań tej sprawy we własnym zakresie. W ówczesnych wsiach rzadkością był człowiek umiejący czytać. Jeszcze gorzej było z umiejętnością pisania. Zawsze jednak, jeśli nie w tej to w następnej wsi, można było znaleźć dziewczynę lub chłopaka nie będących analfabetami. Do nich to posyłano dzieci na naukę.
Jedną z takich nauczycielek była Katarzyna Pietrowska urodzona w 1871 roku we wsi Słopiec pod Daleszycami. Ojciec jej był gajowym w majątku Szczecno. Czytać nauczyła się od starszego brata Jana Siekańskiego, który uczył się po kryjomu we wsi Ujny u Antoniego Garlickiego – powstańca 1863 roku. Jako krewny właściciela przebywał w majątku Pierzchnica. Gospodarze wsi Ujny i Szczecno sami zwrócili się do niego by nauczał ich dzieci „po polsku”. Uczniowie schodzili się dwa-trzy razy w tygodniu. Za każdym razem w innej zagrodzie, by nauczanie nie wyszło na jaw. Pomimo to po kilku latach Garlickiego aresztowano i skazano na zesłanie.
Katarzyna Pietrowska nauczyła się tylko czytać. Już jako dwunastoletnia dziewczyna zaczęła uczyć. Lekcji udzielała u siebie w domu. Schodziły się do niej dzieci niejednokrotnie starsze od niej samej. Na jedną lekcję przychodziło nieraz 12-14 uczniów. Za spotkania te dostawała od niektórych „po rublu za zimę”, ale wielu pobierało od niej nauki bezpłatnie. W 1887 roku wydano ją za mąż i wtedy postanowiła przerwać nauczanie. W reakcji na to gospodynie i gospodarze ze Słopca zaczęli przynosić wódkę, „poczestne” oraz inne prezenty mężowi, prosząc go, aby pozwolił jej dalej nauczać. Mąż jej, Wincenty Pietrowski, nie tylko dał się przekonać, ale sam namówił żonę by nie przerywała prowadzonej działalności.
Nie jednokrotnie w czasie lekcji do domu Piotrowskiej przychodzili strażnicy. Chowała wtedy swoich uczniów do komory, na strych albo do piwnicy. Książki, zaś ukrywała w kołyskach swoich własnych dzieci. Pomimo nieustanie grożących jej represji nauczała czytać okoliczną ludność przez blisko 25 lat. Jako dziewięćdziesięcioletnia staruszka z żalem wspominała, że wydano ją zbyt wcześnie za mąż, przez co nie nauczyła się pisać. Ze łzami w oczach wspominała swoich uczniów, z których wielu przeżyła. O jej działalności nikt już w Słopcu nie pamięta.
Tekst powstał na postawie artykułu Piotra Gana – syg. Arch. PME SP. G. 21/44 (254-258) zredagowanego przez Piotra Baczewskiego. Tekst i fotografia autorstwa Piotra Gana pochodzą ze zbiorów Archiwum Naukowego PME, które zostały udostępnione za zgodą Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie. Fotografia została zdigitalizowana przez Bibliotekę Narodową w Warszawie.
Tekst powstał w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznanego Piotrowi Baczewskiemu.