Bracia Pajek
Starachowice | 46 km na północny wschód od Kielc
tekst autorstwa Piotra Baczewskiego i Moniki Gigier z 2019 roku
Konrada, Norberta i Huberta możesz usłyszeć w środku lasu, między starachowickimi blokami czy na drezynie. Muzyka kielecka w ich wykonaniu zyskuje nowe brzmienie, bo grana jest na zupełnie innym, niż ludowe, instrumentarium – skrzypce zastąpiła gitara elektryczna, bębenek – perkusja, rolę basów przejęła gitara basowa. Bracia Pajek nazywają tę fuzję trash-folkiem, nawiązując do punkowo-metalowych korzeni. Spontanicznymi pograjkami w niecodziennych miejscach, przywracają kielecką muzykę w jej naturalnym kontekście – poza sceną, dla ludzi, z potrzeby serca. I, choć przez dłuższy czas każdy z nich szedł odrębną muzyczną drogą, na wspólne tory zaprowadziła ich rodzima muzyka tradycyjna, z której – jak przyznają – śmiali się za dzieciaka.
Norbert Zaczęliśmy od szkoły muzycznej…
Konrad Ja studiowałem w Kielcach na wychowaniu muzycznym, jestem nauczycielem muzyki z wykształcenia.
Norbert Dużą inicjatywą była orkiestra międzyszkolna, big band (Juniors Band – przyp. red.). Była to inicjatywa Mirosława Gęborka, jej głównego założyciela i dyrygenta. Dzięki niej na początku lat 90. bardzo się w Starachowicach ruszyło z muzyką. Gęborek odziedziczył instrumenty dęte po byłej orkiestrze Zakładowego Dom Kultury w Starachowicach i zachęcił młodzież, by na nich grała. Mieliśmy w repertuarze standardy jazzowe oraz dużo dixielandowej i swingowej muzyki z lat 30. i 40. Tam zetknęliśmy się z muzyką jazzową. Równolegle w Młodzieżowym Domu Kultury grało się muzykę rockową. To były dobre inicjatywy. Na ówczesne czasy na Kielecczyźnie niewiele się działo. W trójmieście Starachowice-Skarżysko-Ostrowiec Świętokrzyski takich inicjatyw wcześniej nie było. Starachowice były pierwsze, tu w regionie. Dużo ludzi połknęło wtedy bakcyla i gra do tej pory.
Hubert Grałem też dużo muzyki elektronicznej, drum&bass. muzyki klubowej.
Norbert Hubert miał taki projekt z chłopakami. Nazywał się Drum&Dres. Drum&bass na żywych instrumentach.
Hubert Fajnie to grało, bujało ludzi.
Norbert Muzyka tradycyjna docierała do nas przede wszystkim za pośrednictwem Radia Kielce. Nasz dziadek słuchał nadawanych tam audycji. Dla nas było normalne, że ta muzyka zawsze jakoś koło południa leciała w naszym domu.
Konrad Pradziadek z mojej strony, Stefan Jęczmień, był złotą rączką. Pracował jako zdun. Znał się na drewnie. Potrafił zbudować zarówno dom, jak i skrzypce. Jeden instrument miał zostawić dla rodziny. Podobno był wyjątkowy, ale ktoś go namówił do jego sprzedaży. Pierwszymi rzeczami, jakimi się bawiłem jako pięciolatek, były dłutka, imadełka czy przymiar do skrzypiec. Dziadek miał brodę do pasa, ciągle palił fifkę i dłubał w tym wszystkim. Podobno tez grywał na skrzypcach. Ale to nie była nasza muzyka. Myśmy się z tego śmiali, no wiadomo.
Kiedyś często jeździłem do Radomia. Mam tam bliskiego znajomego księdza-muzyka Andrzeja Zarzyckiego. Był akurat wtedy proboszczem na Starym Mieście. A teraz jest profesorem od muzyki w Radomskim Seminarium Duchownym. Zna się dobrze z Marcinem Pospieszalskim. Marcin zachęcał go, by zrobił w Radomiu festiwal poświęcony muzyce tradycyjnej. Bardzo szanowałem Pospieszalskiego i zobaczyłem, że widzi w tej muzyce jakąś wartość. Zacząłem się jej uważnie przyglądać. Co to jest, jak to jest, kto to gra. Jest jeszcze jedna postać, która mnie inspirowała, a jest nią radomski lutnik-mistrz Leszek Głuch, który również odnosił się z ogromnym szacunkiem do wiejskich muzykantów. W naszych rozmowach przy warsztacie nagle odkryłem w niej niezwykłość, pewnego rodzaju wolność i temperament. W tej muzyce jest to, co mamy jako rodzinna kapela, jakiś taki „zadzior”.
Norbert Mamy sąsiada, Pana Andrzeja Szala, który pochodzi spod Świętego Krzyża. Zna wiele oberków. Gra je do tej pory na saksofonie, akordeonie i perkusji. W młodzieńczych latach podśmiewaliśmy się z niego, gdy grał. Ciekawe było to, że grał często razem z tymi audycjami z muzyką ludową, które leciały w Radiu Kielce. Czasami wychodziła z tego ciekawa kakofonia. Odkąd sami zaczęliśmy grać muzykę tradycyjną, dostaliśmy od niego parę wskazówek. Bardzo mu się podoba, że gramy.
Konrad Teraz, gdy gramy, zwraca nam uwagę: „Nie walcuj! To musi być inaczej”!
Konrad Jestem w sumie sprężyną naszego ludowego grania. Wcześniej nie graliśmy razem, każdy robił swoje. Przy okazji świąt Bożego Narodzenia 2013 r. spontanicznie zaimprowizowaliśmy kilka numerów w stylu fusion, przy okazji odpalając nasz Youtube’owy kanał. W tym czasie zacząłem odkrywać grę radomskich skrzypków, w tym braci Gaców. Od razu w mojej głowie powstał pomysł, że może dałoby się to połączyć: eksplorować fantastyczną muzykę, a przy okazji robić to razem jako bracia.
Norbert Od samego początku postanowiliśmy zachować taką konwencje tej muzyki, by jej nie ujazzawiać, żeby to nie był fusion. Żeby to nie była kolejna zmiana harmoniczna, z wplecionymi pod spodem jakimiś tematami. Co roku jeździmy w Bieszczady. Pewnego dnia zaczęliśmy grać tam z Konradem unisono na gitarze. Okazało się, że był to trafiony pomysł.
Konrad Tam to zażarło.
Norbert To, by tej muzyki nie zmieniać i w ten sposób to podać jest innowacyjne, i inne niż wszystko. Bo gramy na dwóch gitarach elektrycznych, używając przy tym takich maleńkich, radyjkowych wzmacniaczyków. Bez dolnego pasma. Bez basu.
Konrad Daje nam to wolność, bo możemy grać gdzie tylko chcemy. Kiedyś chcielibyśmy zagrać mocniej, na większych wzmacniaczach… Tak… W Balnicy próbowaliśmy grać (nieistniejąca wieś nad potokiem Balnica w południowej części Bieszczadów – przyp. red.). Zdążyliśmy się rozstawić, zagrać parę dźwięków i przyjechała straż graniczna. Park Narodowy, a myśmy tam chcieli pograć.
Norbert Konrad zrobił najwięcej transkrypcji na gitarę. Okazało się, że to nie jest taka prosta robota. Że te wszystkie zaśpiewy skrzypcowe, te przebiegi są bardzo trudne, żeby to wszystko opalcować, czy zrobić transkrypcje na gryf gitary! Tak, jak mówił Konrad, spodobał nam się ten „przód” i ta werwa muzyki tradycyjnej. W pewnym momencie ona wprowadza nas w pewnego rodzaju trans. Tak jak w drum’n’bass i housie, które grał Hubert.
Konrad Każdy, kto zaczyna przygodę z gitarą, uczy się gitarowego języka po kimś. To jest język bluesowy, rockowy. Wszystkie te techniki, zagrywki. Jedni uczą się po drugich. To jest już ograne. Wszyscy to znają. Gdy zaczynałem przygodę z muzyką tradycyjną, to, po pierwsze, tańczyłem do tej muzyki. Jak nikt nie widział. Próbowałem w nią rytmicznie wejść. Po drugie – słuchałem tych melodii i śpiewałem je po milion razy. Tak jakbym zanurzał się w obcym dla mnie języku. Potem, jak już się to wszystko wbiło w głowę, szukałem tego pod palcami. Jak zagrać tę muzykę, żeby nie brzmiała kwadratowo. Żeby nie była zbytnio wypolerowana. Żeby to było ponad kreską taktową. To jest bardzo ciężkie.
Eric Clapton, czy Jeff Beck kupowali płyty winylowe, zwalniali ich tempo i uczyli się grać melodie po muzykach z delty Missisipi. Potem ktoś uczył się po nich. Wydaje mi się, ze my też przecieramy nowe szlaki. Jeśli ktoś kiedyś będzie chciał grać oberki na gitarze, będziemy mogli mu pomóc.
Hubert Myślę, że te gitary piszczą tak jak skrzypce.
Konrad Kiedyś prowadziłem lekcje gry na gitarze w wiejskiej szkole. Siedziałem w sali i grałem. Próbowałem opracować jakąś nową frazę. Grałem, grałem i grałem. Nagle otwierają się drzwi, wchodzi Pani z taką małą dziewczynką i mówi: To powiedz! Ta dziewczynka mówi: Chciałam Panu powiedzieć, że bardzo mi się podoba jak pan gra. Wyobrażam sobie wtedy pola i ptaszki. Wzruszyłem się, gdy jej słuchałem. Był to dla mnie taki kierunkowskaz – że jest dobrze, że to jest ten kierunek i trzeba to robić.
Zdarza nam się grać w przestrzeniach publicznych. Baliśmy się, że, grając tak głośno, wystraszymy wszystkich ludzi dookoła. Zaraz ktoś przegoni czy przyjedzie policja. O dziwo – jest inaczej. Podchodzą do nas starsi ludzie i mówią: Jaka piękna ta muzyka! Dzieci tańczą. Gdy graliśmy na naszym osiedlu, nasi sąsiedzi powychodzili na balkony. Wszyscy byli zadowoleni.
Graliśmy w przedszkolu dla dzieciaków. Na osiedlu. Na dworcu. Podchodzą do nas ludzie i mówią: Bardzo nam się podoba ta muzyka. Nie mówią, że my świetnie gramy, tylko: Ta muzyka jest super!
Norbert Konrad fajnie powiedział, że ludzie odbierają to, co robimy jako muzykę, ogólnie. My za nią znikamy. Tworzymy taką jedność, pod jednym nazwiskiem. To jest najważniejsze i najpiękniejsze.
Konrad Dla mnie to, że gramy razem jest cenniejsze, niż ta muzyka.
Tekst autorstwa Piotra Baczewskiego i Moniki Gigier
Zdjęcie: Piotr Lasocki
Tekst powstał w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznanego Piotrowi Baczewskiemu.