Zapusty
Małogoszcz | 30 km na zachód od Kielc
12 lutego 1965
informator: Józef Sikorski (ur. 1892 r.)
45-50 lat temu w popielcowy wtorek z nastaniem zmierzchu na ulicach miasteczka pojawiały się grupy młodych ludzi przepranych w dziwaczne stroje dziadów. Czasami chodziło po mieście kilka takich grup. Każda z nich składała się z szczęściu lub siedmiu chłopaków, wśród których jeden był przebrany w mundur strażnika lub wachmistrza strażników (mundury pożyczali od małogoskich strażników) i jemu powierzone było przewodnictwo. Pozostali, chociaż byli w przebraniu zapustowych dziadów, nazywali się strażnikami. Czterech dziadów-strażników uzbrajało się w upleciony ze słomy bat z ukrytym wewnątrz powrozem, który był tam wpleciony nie tylko dla wzmocnienia słomianego warkocza – ale też by uderzenia takim batem było boleśniejsze. Ponad to dwóch dziadów ciągnęło sanie. Wszyscy mieli twarze pozakrywane maskami.
Dziady w Małogoszczu nie tylko łapały stare panny i starych kawalerów na ulicach miasteczka, ale tez i zachodzili do domów, w których były panny na wydaniu. Zazwyczaj do domów wchodził sam strażnik, a po wejściu żądał wytłumaczenia, dlaczego „córki w tym karnawale nie ożenili”. Potem uznając każde tłumaczenie za niewystarczające, wymagał okupu i w razie sprzeciwu wprowadzał do izby swych dziadów-strażników, którzy bili słomianymi batami i porywali dziewczynę – sadzali na sanki i ciągnęli ją do karczmy, gdzie zmuszona była zapłacić z kwaterkę wódki, którą dziady wypijały.
Wszystkich opierających się dotkliwie bito batami, ale mimo to mieszkańcy Małogoszcza szanowali ten odpustowy zwyczaj, a wszelkie opierania kawalerów i panien były raczej przekomarzaniem się i zasadniczo bardzo rzadko dochodziło do wymuszenia okupu pod groźbą dalszego bicia.
Tekst powstał na postawie zapisów Piotra Gana – syg. Arch. PME SP. G. 13/23 (73) zredagowanych przez Monikę Gigier. Notatki autorstwa Piotra Gana pochodzą ze zbiorów Archiwum Naukowego PME, które zostały udostępnione za zgodą Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie