Wigilia
Oleśnica | 69 km na południowy-wschód od Kielc
20 listopada 1979
Informatorka: Maria Poniewierska (ur. 1914)
U nas w Wigilię zaczyna się od porannych rorat. W te roraty to chodzili już chłopcy. Nie starsi niż 13 lat. Nazywało się to „po szczęściu”. Chodzili po domach. Śpiewali pieśni, takie już kolędowe troszkę. Za to dawało im się pieniądze. Grosiki. Było bardzo wesoło. Trwało to do godziny ósmej rano. Bodaj i nie raz do południa latali, żeby w każdym domu być.
Już od południa w naszych domach matki już szykowały obiad wigilijny. Do wieczora było już pełno roboty, bo była taka zasada, ze na obiad wigilijny było 12 potraw. Nie było tak prosto to wszystko ugotować. Robiły to kobiety. Mężczyźni w tym czasie młócili. Był taki zwyczaj, że w wigilię przed Bożym Narodzeniem gospodarz musiał uderzać cepami by w nadchodzącym roku był urodzaj.
Na wieczór to już dzieci nie mogły wytrzymać do tego obiadu, bo pościło się. Post był. Herbaty się napił, a poza tym nic do obiadu. Jeszcze przed wigilią ojciec przynosił cały snop słomy. Kładł ją pod stołem, sianko na stół. Kiedy pierwsza gwiazdka na niebie zaświeciła, wtedy zasiadało się do wigilii.
Jak już podali łyżki do stołu, to łyżkę się trzymało, aż się całą wigilię spożyło – jedną łyżką przez cały czas się jadło.
W wigilię zawsze jedno miejsce przy stole jest wolne, gdyby ktoś doszedł. Zawsze czekało się na kogoś. Kiedyś w samą wigilię przyszło do nas dwóch nieznajomych gości. To było zaraz po wojnie. Jedno krzesło było wolne, ale zaraz jeszcze drugie trzeba było dostawiać. Zmieszał się jeden obcy. Po prostu popłakał. Nigdy nie był na takiej wigilii. Było tak, że nieraz kogoś się zaprosiło.
Kiedyśmy już wigilię odprawiali to żeśmy wspólnie zaśpiewali kolędę, tak przy stole. Dzieci miały wtedy używanie. Snopek słomy spod stołu był już wtedy rozbrojony. W całym mieszkaniu przewracały się, śpiewały kolędy. Później, już po obiedzie, sąsiedzi przychodzili na pogawędkę. Gdzie były panny to przychodzili chłopaki. Baraszkowali w słomie i robili z niej takie powrósełka i wiązali nimi dziewczyny.
Jak na pasterkę szli późnym wieczorem z wiosek do parafii w Oleśnicy to palili ogniska. Brali z domu snopki słomy, podpalali i takie urządzali sobie szopki po tej drodze. Palili, rzucali ten ogień, dziewuchy straszyli i aż do samej parafii śpiewali.
Tekst powstał na postawie zapisów Piotra Gana – syg. Arch. PME SP. G. 13/6 (21-23) zredagowanych przez Monikę Gigier. Notatki autorstwa Piotra Gana pochodzą ze zbiorów Archiwum Naukowego PME, które zostały udostępnione za zgodą Państwowego Muzeum Etnograficznego w Warszawie